Siedzę i przeglądam zdjęcia. Patrzę... i patrzę i w końcu zadaje sobie pytanie czy ja czasem nie na siłę chcę moje włosy doprowadzić do prostego stanu? I tak od zwykłego wspominkowego przeglądania zdjęć narodził się pomysł na post...
Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam moje włosy ;) ... i miło by było jakby skomentował je ktoś kto się na włosach choć trochę zna :).
A więc od początku.
Zacznę może od tego, że odkąd pamiętam włosy miałam podatne na układanie, loki utrzymywały się godzinami itd.
Do drugiej klasy podstawówki miałam włosy po sam tyłek - komunia.
W trzeciej klasie włosy ścięłam bodajże do łopatek (nie pamiętam dokładnie, a nie mam możliwości przeglądnąć zdjęć z tamtego okresu).
I tak sobie rosły... nienawidziłam ich bo były niczym szczota do podłogi i ciągle wiązałam je w niską kitkę ... (ale kto by tam się interesował jakąś tam pielęgnacją :).
O ile mnie pamięć nie zawodzi... na przełomie 6kl./1 gimnazjum ścięłam znowu do łopatek mocno cieniując po całej długości - tak żeby nie móc ich wiązać. Wywijały się we wszystkie strony świata. Nie wspominając o grzywce (którą do dziś prostuje jak tylko mam taką okazję).
Jakoś w maju 2007 odkryłam moc prostownicy! i prostowałam włosy dzień w dzień, światek, piątek czy niedziela przez okres ok. półtora roku (byłam święcie przekonana, że trwało to dłużej). W między czasie zrobiłam sobie blond pasemka (które były porażką :P) i więcej moje włosy farby nie widziały :). Po prostowaniu włosy były cieniutkie i wysuszone na wiór, a moja fryzjerka wręcz błagała żebym się nad nimi zlitowała.
[zdjęcia proponuję powiększać poprzez klik]
22.04.2008r.
Dzięki mojemu kochanemu Mężczyźnie porzuciłam nałogowe prostowanie włosów, zaczęłam zapuszczać, ale o włosy specjalnie jakoś nie dbałam.
Włosy żyły własnym życiem (i nadal chyba tak jest) raz kręciły się bardziej, a raz mniej. Na zdjęciach poniżej zapewne są to włosy w ogóle nie układane/stylizowane i jak widać raz fale były mniejsze raz większe. Dziwne, że jednego dnia miałam widoczny przesusz niemalże jak ten zielony stworek, a innego dnia włosy wyglądały całkiem ok, ale to pewnie wina światła, a realia były jak na zdjęciu po lewej.
wakacje 2009
Rok 2011 - zaczęły się pierwsze próby dbania o włosy oraz ciągłe zapuszczanie.
Był czas kiedy piłam drożdże (niedługo, ponieważ włosy zaczęły mi mocniej wypadać, a cera wariować, a ja bałam się ryzykować, aby przeczekać ten kryzys), później jakiś czas ugniatałam włosy żelem lnianym, olejowałam olejkiem Parachute - kokosowym następnie używałam Altery z granatem.
maj 2011 i wakacje 2011
No i w sumie na tych jak wyżej napisałam pierwszych próbach się skończyło (w tym sensie, że nie poszłam dalej w żadną stronę). Jedynie jeszcze w Polsce używałam odżywki z Alterry bez silikonów oraz schodziłam ze stopniowania chcąc mieć równe włosy.
Włosy myje w taki sposób: nakładam odżywkę na długość, szamponem (obojętnie jakim..) myję skalp, spłukuję i na długość nakładam odżywkę na kilka minut.
okres wielkanocny 2012
(pierwsze zdjęcie po rozplątaniu warkocza, drugie dzień po fryzjerze z lekko wyprostowanymi końcówkami)
Jak na dzień dzisiejszy dbam o włosy ?
Staram się przynajmniej raz w tygodniu nałożyć na włosy olej (obecnie kokosowy).
Czasem robię maseczkę z majonezu i jajka.
Piję siemię lniane.
Czego używam do mycia włosów ?
Aktualnie mam 2 szampony, których używam wedle mojego "widzimisie" Alberto balsam - Strawberries and cream oraz Inecto lime&mandarin
I aktualne odżywki to Alberto balsam - Tea tree tingle oraz Alberto Balsam - Coconut and lychee
31 stycznia 2013
Włosy po każdym myciu spłukuję chłodną wodą.
Najpierw zawijam w ręcznik z mikrofibry, który nieziemsko mnie denerwuje, bo zamiast wpijać wodę nie robi z nią nic i mam wrażenie, że włosy w nim nigdy nie wyschną, a woda wręcz cieknie mi po karku... więc zawijam włosy w ręcznik z froty.
Czeszę się szczotką Tangle teezer - rozczesuje włosy na mokro, a czasem jak jest taka potrzeba to i na sucho.
Śpię w włosach związanych w luźny warkocz.
Czerwonymi strzałkami zaznaczyłam włosy, które zawsze tak odstają i pojawia się ich co raz więcej. Czy to jest ten tzw. puch ? zawsze mi się to kojarzyło jakoś gorzej, więc wybaczcie te głupie pytanie :).
14 lutego włosy miałam wysuszone suszarką i wyszczotkowane.
24 włosy po rozplątaniu luźnego warkocza.
14 lutego 2013 i 24 lutego 2013
Cel ?
Zdrowe włosy do łokci (albo troszkę dłuższe)
27 lutego - włosy po wysuszeniu suszarką, nie prostowane. (Jeden, jedyny raz wyglądały tak gładko i za nic nie mogę sobie przypomnieć co mogło być przyczyną)
Włosy jak widać dalej są podatne na kręcenie. Końcówki ewidentnie się wywijają.
W którą stronę powinnam pójść starać się je wyprostować czy może iść w kierunku pielęgnacji włosów kręconych ? Dodatkowo mam ich trochę, ale są cienkie (w sensie pojedyncze włoski są bardzo cieniutkie przez co włosy tracą na objętości) - czy z tym też się da coś zrobić? [kiedyś gdzieś czytałam na ten temat, ale teraz za Chiny ludowe znaleźć nie mogę!]
Bardzo bym chciała się zagłębić w temat, ale zawsze jak tylko mam chęć zacząć to wstyd się przyznać, ale ten ogrom materiału mnie przytłacza i rezygnuję. No i ten dylemat.
Mają szansę być proste czy chcą się falować ?
Bardzo proszę o radę. Od czego zacząć. Co dodać z czego zrezygnować ?
Co prawda gdzieś tam liznęłam trochę informacji na temat włosów, ale moje dylematy wybijają mnie z tropu.
Jeśli ktoś dotrwał do końca to serdecznie gratuluję i dziękuję za przeczytanie tego potoku słów!
Jeśli w końcu jakoś wybrnę z moich dylematów i tchnę nowe życie w moje włosy to być może co jakiś czas będę zdawać relację z pielęgnacji włosów, bo na razie napisałam już chyba wszytko.
Pozdrawiam :)